Znowu widzę tych chłopców, w południowym słońcu, jak zaciskając palcami nos skaczą do morza w Istambule z niewysokiego betonowego nabrzeża. Zaraz potem wychodzili z wody, lśniący jak wilgotne kamyki, żeby natychmiast skoczyć ponownie – jakby perpetuum mobile było jednak możliwe. Nie wiem, czy byli szczęśliwi, ale ja byłem, przez moment, w blasku majowego dnia, w patrzeniu.